Monika Godzińska – sopocianka z Elbląga, zakochana w swoim nowym mieście i sopockiej plaży, po której codziennie spaceruje z psem. Od kiedy na jej drodze pojawił się OSHO, medytacje aktywne stały się nieodłącznym elementem jej życia. Monika medytuje i prowadzi medytacje dla innych, zgłębia tajniki medycyny chińskiej i jest Wiceprezeską Zarządu Banku BPH. Kobieta o kojącym głosie i urzekającym uśmiechu, która z dziecięcą ciekawością obserwuje świat i… samą siebie.
Kasia Kubiak: Jak trafiłaś na OSHO i jego medytacje?
Monika Godzińska: Zaczęło się od tego, że dostałam w prezencie od mojej sąsiadki „Wielką Księgę Mądrości” OSHO. I ta książka przeleżała przy moim łóżku przez 2 lata i przez ten czas jej nie otworzyłam. Pewnego dnia, doszłam w moim życiu do momentu, kiedy powiedziałam sobie: „dość, zwalniam się z pracy!”. I w tym momencie poczułam, że muszę zajrzeć do tej książki. Nie wiem skąd przyszła taka myśl. Odnalazłam ją i po przeczytaniu 43-ech stron znalazłam w niej odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie w tym momencie pytania. I po tych kilkudziesięciu stronach doszłam do wniosku, że jednak się nie zwalniam.
KK: Co takiego znalazłaś w tej książce?
MG: Coś, co mocno ze mną „zarezonowało”. OSHO powiedział, że łatwo jest być oświeconym w jaskini, żyjąc jak pustelnik. Ale jeśli się z niej wyjdzie, okazuje się, że to całe „oświecenie” i wewnętrzny spokój pryska, bo pojawia się ktoś lub coś, co wywołuje naszą reakcję. Zrozumiałam wtedy, że nie ucieknę od rzeczy, które mnie dociążają. A nawet jeśli, to za chwilę będę przeżywać to samo, ale w innej organizacji. A to znaczy, że to ja mam w sobie coś do przerobienia, a sytuacje życiowe tylko pomagają mi dostrzec mój problem.
KK: Wtedy zaczęłaś medytować?
MG: Zaczęłam medytować znacznie wcześniej niż wtedy kiedy napotkałam na swojej drodze medytacje aktywne, ruchowe. To były medytacje statyczne i przyznaję, że szło mi bardzo ciężko. Wytrzymanie 5-ciu minut w ciszy było koszmarem. Poszukując swojej drogi praktykowałam też jogę kundalini i hatha jogę. Ale od kiedy trafiłam na OSHO wszystko się zmieniło. Bardzo szybko pojechałam do ośrodka Osho w Punie w Indiach.
KK: Co Cię tam najbardziej ujęło?
MG: Spokój. Kiedy tam wracam, to czuję się tak, jakbym wracała do domu. To jest takie miejsce, gdzie spotykasz się ze sobą. Teraz już odnajduję taką przestrzeni w sobie w dowolnym miejscu. Ale to to wymaga jednak regularnej praktyki medytacyjnej.
KK: Opowiesz trochę więcej, czego można się spodziewać po takim wyjeździe do ośrodka OSHO.
MG: Najlepiej nie spodziewać się niczego i doświadczać tego, co przychodzi. Nie oczekiwać za dużo, ani nie myśleć. Cała istota naszego zachodniego świata, to funkcjonowanie w głowie. I ta głowa nas uwodzi, zwodzi, wprowadza w różne stany depresyjne albo euforyczne. A ważne jest, żeby być tu i teraz. Nie wiem czego Ty możesz doświadczyć w ośrodku, bo to zależy od Ciebie. Ja doświadczyłam różnych emocji, zachwytu, spokoju, a nawet przerażenia.
KK: Praktykujący medytację ludzie biznesu mówią, że medytacja pomaga im być lepszymi liderami. Czy tak jest też w Twoim przypadku?
MG: Tak, ale ja bym powiedziała, że nie chodzi nawet o to, że ona pomaga być lepszym liderem. Ona pomaga w budowaniu świadomości przydatnej w każdym wymiarze życia. Również w przywództwie. Bardzo pomocna w tym może być np. medytacja dynamiczna Osho uznawana za jedną z najsilniejszych medytacji, bo pozwala nie tylko wyrzucić z siebie emocje, ale też obserwować siebie, zobaczyć co w nas siedzi. Później w życiu realnym jesteśmy obserwatorem swoich zachowan i z pozycji obserwatora zaczynamy przyglądać się sobie, w jakie szaleństwa wpadamy, gdy ktoś „naciśnie odpowiedni guzik”.
I taki sposób funkcjonowania pomaga w przywództwie, bo sprawia, że jestem bardziej „w sobie”, bardziej scentralizowana i dowodzę z brzucha. Mam odwagę powiedzieć, że czegoś nie wiem, bo to mnie nie definiuje. W medytacji pracuje się też nad ego, które jest naszą ważną i potrzebną częścią. Problem jednak pojawia się wtedy, kiedy jest ono przerośnięte, co dotyczy wielu przywódców. A medytacja i to „bycie w sobie” pomagają spojrzeć na wiele rzeczy z innej perspektywy. Wchodzić w pewne stany bardziej świadomie i jednocześnie się im przyglądać.
KK: Wszystko jest w naszej głowie?
MG: Pamiętam, jak pojechałam kiedyś na wykład Ekharda Tolle do Rotterdamu, który przytaczał taką scenkę: idziesz do lasu, pięknie świeci słońce i czujesz się cudownie. Nagle słyszysz w tle bawiące się dzieci. I myślisz: „moje dzieciństwo było beznadziejne”. Twoja głowa rozpoczyna projekcję, a ty już nie jesteś w tym lesie. Do domu wracasz z miną w podkówkę, bo twój mozg zaczął się tobą bawić.
OSHO mówi: mind is a beautifull servant, but dangerous master. I to jest prawda. Jeśli mózg jest tylko narzędziem, to super. Ale jeśli ma nad Toba kontrolę, to wprowadza Cię w te wszystkie niepotrzebne stany.
KK: Chciałabym porozmawiać z Tobą także o otwarciu pierwszego Ośrodka OSHO w Polsce. Co będzie się w nim działo?
MG: Mam nadzieje, że całego świata zaczną do nas przyjeżdżać nauczyciele, którzy byli uczniami OSHO. Nauczyciele, którzy go znali, mieszkali z nim w Ośrodku i go pamiętają. Do tej pory, żeby ich poznać, trzeba było jechać do Indii lub innego ośrodka OSHO na świecie.
KK: W jakiej roli będzie można spotkać tam Ciebie?
MG: Będę prowadziła medytacje i różne warsztaty weekendowe. Jednym z tematów będzie na pewno Mindfull Leadership, który będzie ukłonem w kierunku świata korporacyjnego. Będziemy chciały pokazać, że można w nim inaczej funkcjonować, a wellbeing w organizacji nie jest tylko teorią.
KK: A czym jest ten wellbeing korporacyjny?
MG: Praca w korporacji jest bardzo wymagająca, drenująca energię. Nie da się w niej wytrzymać, jeśli tej energii jakoś nie utrzymamy. Mówi o tym także medycyna chińska. A my żyjemy w błędnym kole: mamy niski poziom energii, ale chodzimy do pracy, bo przecież z czegoś żyć trzeba. A praca jeszcze bardziej nas pozbawia tej energii.
Powstaje pytanie, czy musimy zachorować, żeby dotarło do nas, że tego wydatkowania jest za dużo? Czy można na bieżąco utrzymywać właściwy poziom energii: właściwie zarządzać emocjami, wysypiać się i dobrze jeść? W tym pierwszym pomaga medytacja w jakiejkolwiek tradycji: OSHO, mindfulness czy zwyczajne zatrzymanie w trakcie codziennych zajęć – skierowanie swojej uwagi do środka. Pozostałe elementy są bardzo łatwo osiągalne pod warunkiem, że dostrzegany potrzeby ciała i traktujemy swoje ciało z szacunkiem – jak najlepszego przyjaciela.
Pamiętam komiks z jakiejś książki do nauki angielskiego. Przedstawia on człowieka, który odniósł sukces w korporacji, ale jest wykończony. Postanawia więc rzucić pracę i sadzić truskawki. Najpierw sadzi jedno pole, a potem dokupuje drugie, trzecie…. I na koniec widzimy tego człowieka na wielkiej plantacji truskawek, tak samo wykończonego, jak wtedy, kiedy opuszczał korporację.
Ja zrozumiałam ten przekaz wtedy, kiedy po raz pierwszy otworzyłam książkę OSHO. Że nie muszę zmieniać pracy, żeby się rozwijać. Zadałam sobie pytanie, czy to rzeczywiście praca mnie dociąża, czy to ja dociążam sama siebie. A może próbuję zaspokoić wszystkich wokół? Może oni nawet tego ode mnie nie oczekują? A jeśli nawet, to dlaczego nie stawiam granic i co to o mnie mówi?
Jeśli Twoja uwaga jest skierowana do środka, to kiedy ty się zmienisz, zmieni się też miejsce, w którym jesteś. Oczywiście ten proces będzie trudny. Zamiast jednak wchodzić w kółko w ten sam schemat, należy w końcu się mu przyjrzeć.
KK: Kiedy zaczną się dziać w Ośrodku OSHO te niezwykłe rzeczy?
MG: One już się dzieją, ale mamy tez fajne plany warsztatowe na przyszły rok. Moim marzeniem jest, żeby każdy kto ma taką potrzebę mógł tu przyjść każdego dnia i pomedytować w grupie. Mamy fajny zespół ludzi, pasjonatów z ogromną wiedzą i doświadczeniem. Te osoby potrafią bezpiecznie przeprowadzić innych przez wiele trudnych procesów. Pod warunkiem, że ktoś zechce pójść tą drogą. W moim odczuciu, przy pandemii, chaosie, braku stabilizacji i pewności tego, co będzie za 2 miesiące, droga do wewnątrz jest jedyną drogą.
KK: Dziękuję Ci za rozmowę.