O kibicach, śpiewaniu po alkoholu, izolacji i wspólnocie, a także duecie doskonałym, czyli połączeniu medytacji z psychoterapią – rozmawiamy z Moniką Szeligą, psychoterapeutką Gestalt i nauczycielką medytacji aktywnych wg OSHO, propagatorką pracy z ciałem, głosem i emocjami. 

Kasia Kubiak: Jaki jest współczesny człowiek i czego według Ciebie potrzebuje? 

Monika Szeliga: Przede wszystkim jest odizolowany i wbrew pozorom nie ma to związku z pandemią. Nasze wspólnoty są okrojone do kilku najbliższych osób. Kiedyś ludzie żyli w wielopokoleniowych rodzinach, znali sąsiadów i nawet jeśli się z nimi nie przyjaźnili, to zależności pomiędzy nimi były dużo większe. Współczesny człowiek żyje w izolacji, bez kontaktu z przyrodą, co sprawia, że staje się neurotyczny. 

W jaki sposób medytacja odpowiada na potrzebę wspólnotowości? Pierwsze moje skojarzenie z medytacją to samotne skupienie na sobie, a nie wspólnota. 

Tak, pierwsze skojarzenie to zazwyczaj medytacja zen, która polega na tym, że siedzisz w bezruchu i np. patrzysz w ścianę. Ale nawet przy takiej medytacji ludzie chcą się spotykać w jednym miejscu i przeżywać to razem. Podobnie działają medytacje online – każdy robi je w domu sam, ale łączymy się o jednej porze, żeby wymienić ze sobą parę słów, powiedzieć sobie dzień dobry i mieć poczucie, że jest ktoś, kto uczestniczy w tym z nami. I chociaż podczas takiej medytacji obraz i głos są wyłączone, to ważne jest to, że robimy to razem w tym samym czasie. Ta siła wspólnoty jest nam bardzo potrzebna. 

Bardzo zależy mi na tworzeniu takiej wspólnoty, kiedy prowadzę medytacje w Warszawie. Nie chcę, żeby te spotkania były anonimowe, jak wpadanie na fitness. Przy porannych medytacjach czasem chodzimy razem na śniadania, przy wieczornych – na herbatę. Poczucie przynależności jest bardzo ważną potrzebą psychologiczną. Nie chodzi o to, żeby mieć podobne poglądy, ale o to, że ludzie, których spotykasz co piątek, są na podobnej drodze, co ty. 


Zajęcia w mymeditation.space odbywają się i rano, i wieczorem; zarówno w poniedziałki, jak i w piątki. Anna Szyniszewska prowadzi swoje sesje w piątki. Wybierz swoją ulubioną porę.


Specjalizujesz się w medytacjach oshowskich, które zostały stworzone z myślą o współczesnych ludziach Zachodu. Na czym polega ich fenomen? 

OSHO rozróżnia medytację od technik medytacyjnych. Te drugie to sposób, który pozwala wejść w medytację. Człowiek żyjący w kulturze zachodnioeuropejskiej musi najpierw zrobić szereg rzeczy na poziomie ciała i emocji. OSHO, tworząc techniki medytacyjne, korzystał ze współczesnej wiedzy psychoterapeutycznej i medycznej. Skąd miał do niej dostęp? W latach 70. wśród jego uczniów znalazło się mnóstwo autorytetów z zakresie medycyny, psychologii, psychoterapii i pracy z ciałem. Z połączenia wiedzy Wschodu i Zachodu powstały narzędzia, które pomagają wyjść współczesnemu człowiekowi ze stanu neurotycznego. 

Czy 50 lat później ta wiedza jest nadal aktualna? 

Nawet jeszcze bardziej! Wszystkie te techniki funkcjonują na skrzyżowaniu trzech ścieżek – ciała, emocji, umysłu. A cała energia współczesnego człowieka koncentruje się w umyśle, w głowie. Tak rozwiązujemy nasze problemy. Wystarczy połączyć ruch, emocje i umysł, a otrzymujemy bardzo konkretne rezultaty. Niektórzy chcą zejść jeszcze głębiej – na poziom duchowości, serca czy duszy, a nawet absolutu czy boga, jakkolwiek sobie tego człowiek nie nazwie. Ale medytacje OSHO są świeckie. Tu nie ma żadnej specjalnej filozofii, religii czy dogmatów. Dla mnie – jako psychoterapeutki współczesnej psychologii Gestalt – odkrycie medytacji OSHO było przełomem. 

Co się dzieje, kiedy te trzy rzeczy się łączą: głowa, ciało i emocje? 

Doskonale to widać na medytacji dynamicznej, która rozpoczyna się od intensywnego oddechu. Porusza on w ciele energię, z którą łączą się emocje. Drugim etapem jest wyrzucenie z siebie tego, co się „podniesie”. I nagle ludzie zaczynają kopać, krzyczeć, czasem wrzeszczeć jak opętani. To jest to, co w sobie najczęściej tłumimy – złość, gniew, ból. W drugiej kolejności pojawia się smutek wyrażany przez płacz. Jak dasz sobie prawo wyrzucić to wszystko, to Twoja energia zaczyna bardziej harmonijnie krążyć. I wtedy w końcu mogą dojść do głosu inne rzeczy. Robisz się bardziej otwarta, bardziej spontaniczna, bardzo wyostrza się intuicja. Medytacja na poziomie ciała, umysłu i emocji, sprawia, że się harmonizujesz. Zaczynasz mieć dostęp do siebie, do swojej własnej natury. 

Czy podobnie działa praca z głosem? 

Praca z głosem jest jednym z elementów pracy z ciałem. Polacy mają bardzo dużo blokad związanych z ekspresją głosu. Szyja to miejsce, gdzie zaciska się dużo emocji i niewyrażonych słów. Dużo tu kontroli i wstydu. Zwróć uwagę, jak zachowują się Polacy pod wpływem alkoholu. Dopiero wtedy zaczynają mówić podniesionym głosem i śpiewać. Nawet na zajęciach jogi jestem często jedyną osobą, która głośno oddycha lub wydaje z siebie jakieś dźwięki. Praca z oddechem, z głosem, z dźwiękiem jest bardzo uwalniająca.  Podczas medytacji jest to część higieny psychicznej – to, co się nazbierało, trzeba wyrzucić z siebie.

To tak, jak z kibicami, którzy idą na mecz. To są często mężczyźni wychowywani w tradycyjnych rodzinach, w których nie ma miejsca, żeby pokazać uczucia. A na stadionie czują braterstwo, wspólnotę, razem śpiewają, przebierają się, łączą ich te same emocje. Moim zdaniem to jest ich medytacja dynamiczna (śmiech). 

Monika Szeliga na tle ogrodu
Monika Szeliga

Jesteś nie tylko nauczycielem medytacji, ale przede wszystkim psychoterapeutką. Pracujesz z dorosłymi i młodzieżą, pomagasz im radzić sobie z trudnymi sytuacjami, z powodzeniem wykorzystując techniki medytacyjne. Czy swoją drogę zaczęłaś od medytacji, czy psychoterapii?

Najpierw była psychoterapia. Na pierwsze warsztaty medytacyjne do Norberta Kuleszy pojechałam dopiero, jak ukończyłam szkołę psychoterapii Gestalt. I wtedy poczułam jej siłę. Byłam już wtedy po mojej własnej psychoterapii, pod wpływem której bardzo się zmieniłam. Ale najwięcej dała mi medytacja, bo ona po prostu dociera bardzo głęboko.

Uważam, że te dwie rzeczy doskonale się uzupełniają. Podczas medytacji nie możesz dokonać takiego wglądu na temat sposobu, w jaki wchodzisz w relacje albo mechanizmów obronnych, jakimi się posługujesz, jak podczas psychoterapii. Ale z drugiej strony psychoterapia ma też swoje ograniczenia. Pod wpływem medytacji udało mi się to, czego nie osiągnęłam przez lata psychoterapii. Ale nie dokonałabym tego, gdybym tej drogi nie przeszła. U mnie to było kilka lat pracy z psychiką, z przeszłością, z mechanizmami obronnymi. Uważam, że połączenie tych dwóch narzędzi ma ogromną moc. 

Czy zatem medytacja jest dla każdego? 

I tak, i nie. Z jednej strony każdy, kto jej spróbuje, nie zawiedzie się. Z drugiej, nie zaproponowałabym jej każdemu mojemu pacjentowi. Polska to katolicki kraj. Na Ukrainie, gdzie jeżdżę się uczyć, w prawie każdym większym mieście jest ośrodek OSHO. Podobnie jest w Niemczech, Czechach, na Białorusi czy Litwie. W Polsce, póki co, nie ma żadnego. U nas duchowość, inna niż katolicka, budzi duży opór. Ludzie utożsamiają to z sektą. Ale jak już ktoś wyjdzie poza swoje obawy i doświadczy medytacji, to prawie zawsze mu się podoba. Medytacja daje dużo wolności, zasila nas energetycznie. Także poprzez poczucie wspólnoty. Nie wiem, jak to się dzieje, ale medytacja, zwłaszcza dynamiczna, zawsze działa (śmiech). 

Leave a comment