Z nauk OSHO każdy może wziąć, co chce. To nie jest religia – wywiad z Ulą Radzińską z Centrum OSHO w Warszawie

Urszula Radzińska – pomysłodawczyni i założycielka Centrum OSHO My Meditation Space oraz prezeska agencji Aude. Nie tylko sama medytuje, ale prowadzi też medytacje dla innych.

Kasia Kubiak: Centrum OSHO w Warszawie to jedyne takie miejsce w Polsce. Jednoznacznie kojarzy się oczywiście z niezwykłą, ale też kontrowersyjną postacią Bhagwana Shree Rajneesha. Jak Ty go postrzegasz? Czy to dla Ciebie ważna postać?

Ula Radzińska: Niektórych ludzi, związanych z tą postacią i jego naukami, moje podejście oburza. OSHO nie jest moim guru, nie traktuję go w ten sposób. Jestem natomiast zachwycona działaniem technik, które po sobie pozostawił. Nie każdy wie, że zgromadził on wokół siebie bardzo dużo mądrych ludzi, którzy nie tylko współtworzyli, ale też sprawdzali te techniki, pod kątem potrzeb zachodniego człowieka.

Uważam, że to, co wówczas powstało jest po prostu doskonałe. Zachodni człowiek może dzięki nim odnaleźć swoje miejsce medytacyjne. Może wkroczyć w przestrzeń, która nie jest dla niego ani łatwa, ani oczywista. Medytacja klasyczna, w ciszy jest zbyt często dla nas po prostu niedostępna, nasza głowa bardzo intensywnie pracuje. Rozpoczęcie medytacji od ruchu wprowadza do organizmu więcej tlenu, ożywia ciało, otwiera serce. Dopiero wtedy można uczyć się obserwacji i uważności.

KK: Skąd pomysł na otwarcie Centrum OSHO?

UR: Tworząc MyMeditation Space wiedziałam, że to właśnie medytacje OSHO będą głównym obszarem naszych działań. Już wtedy medytowałam od dawna i prowadziłam medytacje aktywne. Wokół mnie zebrało się kilkoro wspaniałych ludzi, którzy również medytowali w ten sposób, i to oni zachęcili mnie do ubiegania się o licencję. A że jestem człowiekiem czynu, to złożyłam wniosek, przeszłam weryfikację i w ten sposób otworzyliśmy pierwsze Centrum OSHO w Polsce (śmiech).

KK: Kto udziela takiej licencji?

UR: Fundacja OSHO, która jednocześnie dba o to, żeby nie łączyć jego postaci z żadną religią.  A jest to dosyć częste, bo przecież jesteśmy wychowywani w różnych systemach religijnych i wszystko, co duchowe, przyporządkowujemy religii.

Podkreślę raz jeszcze – dla mnie OSHO to przede wszystkim człowiek taki, jak my wszyscy. Miał swoje jasne i ciemne strony. I patrzę na niego w ten sposób – jak na człowieka. Zresztą słuchając OSHO na różnych etapach jego życia, można zauważyć niespójności, wraz z upływem lat zmieniała się także jego świadomość. Jego słowa nie są rodzajem „dziesięciu przykazań” – każdy może wziąć z jego słów co chce i zdecydować, co jest dla niego właściwe. Podobne podejście ma Fundacja OSHO, dbając, żeby żaden ośrodek OSHO nie był miejscem kultu.

KK: Co zyskuje Warszawa i cała Polska, mając Centrum OSHO.

UR: OSHO i jego współpracownicy byli twórcami technik medytacyjnych oraz wielu unikalnych programów rozwojowych. Tak jak do tej pory będziemy prowadzić medytacje aktywne, ale teraz mamy także możliwość zapraszania do nas wyjątkowych nauczycieli. Ciekawe jest to, że większość z nich to dojrzali ludzie, często po siedemdziesiątce. Wszyscy w doskonałej kondycji fizycznej i psychicznej. Wraz z młodszymi od siebie osobami skaczą, tańczą i szaleją, co budzi we mnie poczucie, że ja też chcę mieć taką witalność (śmiech). Jednak to przede wszystkim bardzo doświadczeni terapeuci. W wielu ich programach sama uczestniczyłam i mam ochotę zrobić to ponownie. Zazwyczaj są to ustrukturyzowane programy weekendowe albo tygodniowe, które zostały przygotowane przez całe zespoły doświadczonych ludzi. Dla mnie ważne jest to, że oprócz wartości merytorycznej i duchowej, mają one bezpieczną strukturę.

Niestety zbyt często zdarza się, że warsztaty typu „flow”, pozostawiają uczestników „rozmontowanych”, nie wiedzących co zrobić z powstałą energią lub tym, co uzyskali w efekcie takiego spotkania. W praktykach OSHO jest miejsce na to „rozmontowanie”, bo to ono prowadzi do zmiany, ale zawsze kończy je „zamknięcie” lub przetransformowanie. Mamy szansę się ponownie zintegrować się pod okiem doświadczonych osób, a jednocześnie doświadczyć głębokiej pracy nad sobą.

KK: Czy metody OSHO są zgodne z najnowszą wiedzą psychologiczną i medyczną?

UR: Jak najbardziej. Chociaż metody te zostały stworzone kilkadziesiąt lat temu, ciągle ewoluują. Przykładem może tu być praca z traumą. Cały czas pogłębiamy wiedzę na temat pracy z ciałem, chociażby na poziomie neurologicznym. Zdarza się, że kondycja fizyczna lub zaburzenia psychiczne są przeciwskazaniem do wykonywania niektórych technik medytacyjnych. Dotyczy to m. in. medytacji dynamicznej. Jeśli ktoś jest pod opieką psychiatry powinien uprzedzić o tym prowadzącego, a najlepiej porozmawiać wcześniej ze swoim psychiatrą, psychologiem, czy prowadzącym, czy konkretna praktyka będzie wskazana w jego przypadku.

KK: Jak pojawiła się idea stworzenia takiego miejsca w Warszawie, na Mokotowie? Zazwyczaj medytacja kojarzy się chęcią izolacji i odcięcia bodźców, które nam w niej przeszkadzają.

UR: Inspiracją do stworzenia Centrum OSHO było dla mnie Centrum OSHO w Kolonii, w którym byłam na warsztacie. Ono znajduje w centrum miasta. Wtedy pomyślałam, że to jest piękny pomysł, żeby móc medytować wracając z pracy albo przed pracą. Że wcale nie trzeba jechać w odludne miejsce, w głuszę, żeby się wyciszyć. Taka idea jest mi bardzo bliska, dla mnie medytacja powinna być elementem normalnego życia.

Nie chodzi tylko o to, żeby się izolować i być uważnym wtedy, kiedy jesteśmy na warsztacie. Centrum OSHO służy do nauki tej uważności po to, żeby umieć być uważnym w domu z dzieckiem i partnerem lub w pracy ze współpracownikiem. Tutaj, gdzie jesteś, tu i teraz. Mam się nauczyć tego, żeby być bliżej siebie cokolwiek robię. Bardzo chciałam, żeby medytacja była bardziej dostępna, więc stworzenie najpierw MyMeditation Space, a potem Centrum OSHO było naturalną koleją rzeczy. 

KK: I chyba masz taką piękną umiejętność przyciągania do siebie właściwych osób?

UR: Mam naturalny dar łączenia ludzi, którzy są z różnych miejsc. Chyba udaje mi się znaleźć dla nich taką wspólną przestrzeń. Na pewno dążę do tego, żeby łączyć. W naszym zespole jest wiele inspirujących osób – wywiady z nimi można przeczytać na stronie MyMeditation Space. Wszyscy mamy potrzebę, żeby tworzyć to miejsce, współpracując z różnymi ludźmi, ale też wychodząc poza budynek na Puławskiej. Chcemy działać na rzecz osób, które prowadzą medytacje w całej Polsce. Stąd kursy dla facylitatorów.


Wokół Centrum OSHO tworzy się też wyjątkowa społeczność. To coś wspaniałego, kiedy ludzie zbierają się razem i wspólnie medytują. W ten sposób tworzą się wyjątkowe więzi, a ludzie czują się lepiej, że nie są sami. Skutkiem ubocznym medytacji jest wewnętrzne poczucie wolności. Czując tę wolność, ludzie podejmują czasem odważne, uwalniające decyzje, a wtedy dobrze jest mieć wokół siebie ludzi, którzy myślą podobnie i będą się wspierać.

KK: Jakie masz plany na najbliższe miesiące?

UR: Cały czas w Centrum OSHO odbywają się medytacje w ramach programu ramowego: medytacja dynamiczna (OSHO Dynamic Meditation®) i kundalini (OSHO Kundalini Meditation®), ale pojawiają też mniej znane rodzaje medytacji, jak Devavani, OSHO Chakra Breathing Meditation™ czy medytacja śmiechu. Te zajęcia mają nas nauczyć bycia obecnym i uważnym w każdym aspekcie naszego życia.

Ale obok nich są także programy rozwojowe, w których ważną rolę odgrywa praca terapeutyczna. Trwają one od kilku godzin do kilku tygodni. W najbliższym czasie jeden z takich warsztatów poprowadzi wspaniała terapeutka Kasia Majak. Swoją obecność w Warszawie potwierdziły m. in. Rita Uphadi i Sajeela Rota, które w sierpniu poprowadzą warsztat harmonizujący czakry. Trochę wcześniej, bo w lipcu, wyjątkowa nauczycielka Tariką Glubin poprowadzi warsztat pt. „Droga miłości do siebie”. A już w marcu planujemy szkolenie dla facylitatorów. Chcemy, aby jak najwięcej osób prowadziło i rozpowszechniało medytacje OSHO. Wiem, że jest wiele dróg, żeby nauczyć się uważności – medytacja jest jedną z nich.

KK: Dziękuję za rozmowę.

Leave a comment