Małgorzata Romaniuk, Wiceprezes Zarządu Banku BPH, opowiada nam o kierunku zmian w biznesie, roli współczesnych liderów i trosce o stan psychiczny pracowników. A także o sile medytacji, oddechu i nauce cierpliwości. W My Meditation Space Małgosia prowadzi piątkową medytację Nadabrahma.
Kasia Kubiak: Małgosiu, jesteś wiceprezesem zarządu dużego banku, prowadzisz strategiczne projekty, jako lider zarządzasz ludźmi, działasz aktywnie na wielu polach, w tym wspierając kobiety w biznesie. I od wielu lat medytujesz. To raczej niecodzienne połączenie?
Małgorzata Romaniuk: Medytacja coraz częściej gości w salonach korporacyjnych. I to nie dotyczy tylko mojej organizacji. Myślę, że coraz więcej firm – ale przede wszystkim liderów, którym zależy na stworzeniu przyjaznych miejsc pracy – szuka alternatywnych form rozwoju. To już nie są tylko kolejne szkolenia, które rozwijają styl przywództwa, ale też różne techniki medytacji czy mindfulness, które pozwalają rozwijać się na płaszczyźnie życia zawodowego i prywatnego.
Zresztą elementy tych technik są coraz częściej włączane są do leadershipowych programów edukacyjnych, żeby pomóc pracownikom poradzić sobie ze stresem w bardzo szybko zmieniającym się środowisku. W takim nieprzewidywalnym świecie VUCA (ang. Volatility – zmienność, Uncertainty – niepewność, Complexity – złożoność, Ambiguity – niejednoznaczność – przyp. red.). Medytacja lub mindfulness stają się więc częścią warsztatu nowoczesnego lidera.
W jakim momencie życia przyszła do Ciebie medytacja?
W takim, w którym najbardziej tego potrzebowałam. Byłam po bardzo trudnym roku, chyba najtrudniejszym w mojej 20-letniej karierze zawodowej. Koordynowałam dużą zmianę w mojej organizacji. Pracowaliśmy w bardzo szybkim tempie, wdrażając nową, dużą zmianę organizacyjną, która jak każda zmiana, wprowadzała niepewność.
W każdej minucie stres stawał się coraz większy. Nie miałam czasu na nic: ani na swoje pasje, ani nawet na życie rodzinne. Podejmując się tego wyzwania, wiedziałam, że ma ono narzucone ramy czasowe. Nie zdawałam sobie jednak sprawy, jakie piętno ta sytuacja odciśnie na moim zdrowiu.
Wtedy nie miałam jeszcze świadomości, że wszystko, co nas przytłacza, zostawia ślad nie tylko w naszej psychice, ale wchodzi też w nasze ciało. Ono zaczyna zachowywać się inaczej, inaczej działać, choć w pierwszych momentach tego nie zauważamy. Na szczęście można ten proces odwrócić i mi się to udało.
Czy to Ty szukałaś medytacji, czy medytacja znalazła Ciebie?
Medytacja przyszła do mnie z bliskimi mi ludźmi i jedyne, czego żałuję, to tego, że przyszła tak późno. Namówiono mnie na weekendowy warsztat z Veechi, przy którym asystowała Ula Radzińska. O OSHO słyszałam już wcześniej od mojej przyjaciółki, która jeździła do aśramu OSHO w Pune.
To był bardzo intensywny weekend, ale nie w tych obszarach, do których ja byłam przyzwyczajona. Po raz pierwszy od dawna zostałam zmuszona do zatrzymania się i spojrzenia w głąb siebie. To okazało się bardzo trudne. Wtedy poczułam, że zagubiłam się w tym całym pędzie. Było mi bardzo ciężko poczuć siebie i być tu i teraz.
Mimo tych trudności polubiłaś medytacje w ruchu.
Tak, ale nie ograniczyłam się tylko do medytacji według OSHO. Rozwijałam także techniki medytacyjne i oddechowe w szkole Art of Living. Na jednym z warsztatów zrozumiałam, na czym polega oddychanie. Po pierwszej sesji oddechowej myślałam, że mam udar mózgu (śmiech). Tak się dotleniam i odprężyłam, że nie czułam własnych mięśni.
I to był kolejny znak – moje ciało mówiło mi, że jeżeli się nie skupię na tym dobrym byciu ze sobą, to będę działać na swoją szkodę. No i z każdym warsztatem Veechi medytacje w ruchu stawały mi się coraz bliższe. Wśród blisko 200 medytacji OSHO znalazłam takie, które są dla mnie są najlepsze.
Medytacja Nadabrahma, którą będziesz prowadzić w My Meditation Space, jest Twoją ulubioną?
Tak, dobrze się w niej czuję. Dźwięk i bardzo subtelny, prawie niezauważalny ruch, który jej towarzyszy, są kojące i daje mi wewnętrzny spokój. A kiedy praktykuje się ją w grupie, staje się bardzo pozytywnym i energetycznym przeżyciem.
Podobnie działa medytacja Kundalini, która ma w sobie więcej ruchu, dzięki czemu może być dla niektórych bardziej oczyszczająca. Po tym ruchu, na którym człowiek koncentruje się automatycznie, przychodzi moment zatrzymania i ciszy. Głowa staje się pusta i gotowa na to, żeby w tym skupieniu pobyć. To jest piękna medytacja i mam nadzieję, że będę mogła się nią także podzielić, jeśli tylko znajdę na to czas.
W ogóle jestem zachwycona inicjatywą Uli stworzenia takiego miejsca do medytacji. Plan zajęć jest bardzo różnorodny i chyba każdy znajdzie tu coś dla siebie. I ten, kto będzie się lepiej czuł w mocnej medytacji dynamicznej, i ten, kto będzie potrzebował wyciszenia i relaksu, np. w kąpieli w gongach, Sama chętnie będę uczestniczyć w innych zajęciach.
Co Małgorzata Romaniuk czerpie z regularnej praktyki?
Po pierwsze, lepiej znam siebie. Lepiej czuję i rozpoznaję emocje, które do mnie przychodzą. To daje mi odporność i siłę do radzenia sobie ze stresem na co dzień.
Ostatni rok, w którym wydarzył się COVID-19, był dla wszystkich zaskoczeniem. A mimo to nie miałam lęku i obaw, że nie damy sobie rady, również biznesowo. Byłam przekonana, że ta zmiana pokaże nam jakieś inne sposoby działania. Mam w sobie dużą odporność na rzeczy, na które w biznesie nie mam wpływu.
Po drugie, daje mi większą uważność na ludzi. Moje środowisko pracy jest bardzo intensywne i dynamicznie. Dzięki tej uważności jako lider więcej widzę i słyszę, gdyż na spotkaniach jestem skoncentrowana na tym, co dzieje się tu i teraz. To jest jedna z tych rzeczy, która jest niesamowitym benefitem.
Trzecia rzecz, w której pomogła mi medytacja, to jest cierpliwość. Na początku mojej kariery mogłabym zająć mistrzostwo w byciu niecierpliwym managerem. Potrzebowałam wszystko na wczoraj. Czekanie na coś sprawiało mi prawie wewnętrzny ból (śmiech). Dzięki medytacjom buduję w sobie tę cierpliwość krok po kroku. Jestem teraz na zupełnie innym etapie. I to jest bardzo ważne, bo jako lider, który dba o kulturę organizacji i zapewnia przyjazne miejsce pracy, muszę też często być cierpliwa.
Swoim pracownikom również dajesz możliwość udziału w zajęciach medytacyjnych. Czy rzeczywiście szeroko pojęty wellbeing i troska o pracownika, także w zakresie jego zdrowia psychicznego i samopoczucia, jest już czymś powszechnym w biznesie?
Kiedy wraz z Moniką Godzińską, moją koleżanką z zarządu, postanowiłyśmy podzielić się swoim doświadczeniem medytacyjnym, okazało się, że jest na to duże zapotrzebowanie. Stworzyłyśmy więc w biurze przestrzeń, w której wyjmujemy poduszki i wspólnie medytujemy.
Widzę też coraz więcej otwartych i świadomych organizacji, ale przesadziłabym, gdybym powiedziała, że jest to globalna zmiana. Mam jednak nadzieję, że z troską o zdrowie psychiczne pracowników będzie tak samo, jak z różnorodnością. Na początku tylko nieliczne firmy – zazwyczaj korporacje – prowadziły specjalne programy, które wspierały chociażby równość kobiet w kwestii zajmowania najwyższych stanowisk menadżerskich. Od ponad 10 lat zajmuję się tematyką kobiet w biznesie i z ogromną radością patrzę, jak zmienia się optyka dużych i mniejszych organizacji w tym zakresie. I zyskują na tym wszyscy: organizacje, pracownicy i liderzy. Obserwuję, że z inicjatywami związanymi z wellbeingiem jest podobnie.
W niektórych firmach powstają nawet nowe stanowiska nazywane Happiness Manager. Wierzę, że do nas też idzie nowa fala i medytacja, która przynosi dobrostan osobom praktykującym, będzie uznawana za benefit dla firm i ich pracowników.